poniedziałek, 17 października 2016

Od Subaru do Asury

- Subaru wiesz może gdzie znajduje się ktoś dobry, aby wykuł mi dwa sztylety?- zapytała nagle, wyrywając mnie z stanu zamyślenia
Przekręciłem głowę, unosząc w górę jeden z kącików ust. Cwaniacki uśmiech, moja cecha szczególna. Dwa sztylety? Wygląda na to, że będę miał całkiem duże pole do popisu.
-Po cóż ci takowe? Lis nie wystarczy?- zagadnąłem, unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego
Nie odpowiedziała nic. Nie dziwiłem się, na jej miejscu najprawdopodobniej zareagowałbym tak samo.
-W każdym razie...znam, nawet lepiej niż bym tego chciał.-odsłoniłem zaostrzone kły, poprawiając zsuwający się rękaw bluzy- Nie oddalaj się za bardzo, nie mam zamiaru cię potem szukać.
Brunetka przytaknęła, uśmiechając się delikatnie. Czułem się dość dziwnie, widząc jak dobrze mnie traktuje. Każda inna osoba, którą miałem przyjemność napotkać, od razu zbywała mnie, wyzywając od najgorszych. Z nią było inaczej, pomimo moich dość niepochlebnych komentarzy wciąż się uśmiechała i traktowała jak kogoś, w kim mogłaby znaleźć towarzysza. Nikłe szanse. Nie szukam przyjaciół i nigdy tak naprawdę ich nie szukałem. Samotność i spokój są moją codziennością, której nie chcę zaburzać.
-Jak daleko jest to miejsce?- zapytała w końcu, przerywając grobową ciszę
-Jeszcze dwie przecznice. Już nie dajesz rady?-odparłem obojętnie, zerkając na nią kątem oka
-Nie.- rzuciła, splatając ręce na klatce piersiowej
Wzruszyłem ramionami i wyminąłem grupkę dzieciaków, która wyraźnie nie zwracała uwagi na to, co ich otacza. To bardziej denerwujące, niż mogłoby się wydawać. Zgodnie z "obietnicą", kilka minut potem byliśmy na miejscu. Sporej wielkości, wykonany z kamienia budynek, od którego biło ciepło pieców hutniczych. Nienawidziłem tego miejsca, było dla mnie za gorące i głośne.
-To tutaj. Najlepiej będzie jeśli pozwolisz mi mówić.-bardziej rozkazałem, niż poprosiłem
Otworzyłem drzwi i puściłem Asurę przodem. Najwidoczniej kryła się gdzieś we mnie natura dżentelmena, o której nie miałem najmniejszego pojęcia.
-Smith! Już jestem.-zawołałem, szukając wzrokiem mojego pracodawcy
-Avington! Nareszcie, ile można na ciebie czekać?- zza rogu wyłonił się dobrej postury mężczyzna w średnim wieku, z zażenowaniem kręcąc głową
-Do rzeczy. Przesyłka od króla. Nie wiem, czego mógłby od ciebie chcieć i szczerze mnie to nie obchodzi, więc nie zawracaj mi tym głowy.-podałem mu zamkniętą kopertę, która była powodem całego dzisiejszego zdarzenia- A teraz wybacz, mam...klienta.
-Poradzisz sobie?
-Nie jestem idiotą, wiem jak zrobić sztylet.-prychnąłem, czując niezadowolenie z tego, że ktoś kwestionował moje umiejętności
Mężczyzna nie odpowiedział nic. Westchnął ciężko, próbując nie zwracać uwagi na to, co przed chwilą powiedziałem. Chyba nadal się do tego nie przyzwyczaił. Gestem dłoni zaprosiłem brunetkę do osobnego pomieszczenia, służącego za skład surowców.
-Jakieś konkretne wymagania? Stal, srebro, żelazo...?- przejechałem wzrokiem po zaopatrzeniu, czekając na odpowiedź dziewczyny

<Asura?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz