poniedziałek, 17 października 2016

Od Asury do Subaru

Jak tylko spytałam się o osobę która wykuła by dla mnie sztylety na twarzy Subaru pojawił się szeroki uśmiech pokazujący jego zęby. Chyba się podekscytował, co mnie z lekka zaskoczyło. Zaprowadził mnie tam gdzie chciał zaprowadzić, pomimo tego, że droga była dość skomplikowana do zapamiętania, ale na szczęście miałam od tego Cennet. Ona zawsze mi pomaga odnajdywać drogi, których nie zapamiętałam. Wchodząc do budynku poczułam ogromny podmuch ciepła. Chłopaka zawołał jakiegoś mężczyznę, któremu wręczył list, a mną chciał się osobiście zająć. Zaskoczyło mnie, że chłopak jet kowalem, ale no cóż, tak bywa. Wreszcie nie wolno oceniać książki po wyglądzie, tego też tyczyło się innych ludzi. Rozglądałam się do okoła, aż do czasu, gdy chłopak mi nie zadał pytania.
-Jakieś konkretne wymagania? Stal, srebro, żelazo...?- przejechał wzrokiem po zaopatrzeniu, czekając na moją odpowiedź.
- Nikt nie zrobił dla mnie odpowiednich sztyletów, więc zostawiam ci ogólnie rzecz biorąc wolną rękę odnośnie z czego mają zostać wykonane sztylety. Na pewno muszą być lekkie, ale nie aż za bardzo. W dodatku muszą być ostre i nie mogą tępić się za szybko no i nie mogą rdzewieć. A najważniejsze jest dla mnie, aby dobrze trzymały mi się w ręce - odpowiedziałam i spojrzałam się na chłopaka. - Jeżeli uda ci się wykonać to zadanie to dostaniesz premię- uśmiechnęłam się.
- O jaką premię ci chodzi? - spojrzał z zainteresowaniem.
- To sakwa, którą przeznaczyłam na wydatki związane ze zrobieniem sztyletów - wyjęłam małą sakiewkę. Orientowałam się ile mniej więcej może kosztować wykucie sztyletów.
-Natomiast ta sakwa z tą samą sumą co w tej z tym, że pięciokrotnie większa - wyjęłam drugą trochę większą od tej pierwszej. - To jak wchodzisz w taki układ? - wyciągnęłam rękę i spojrzałam się z uśmiechem na chłopaka.
<Subaru?>

Od Subaru do Asury

- Subaru wiesz może gdzie znajduje się ktoś dobry, aby wykuł mi dwa sztylety?- zapytała nagle, wyrywając mnie z stanu zamyślenia
Przekręciłem głowę, unosząc w górę jeden z kącików ust. Cwaniacki uśmiech, moja cecha szczególna. Dwa sztylety? Wygląda na to, że będę miał całkiem duże pole do popisu.
-Po cóż ci takowe? Lis nie wystarczy?- zagadnąłem, unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego
Nie odpowiedziała nic. Nie dziwiłem się, na jej miejscu najprawdopodobniej zareagowałbym tak samo.
-W każdym razie...znam, nawet lepiej niż bym tego chciał.-odsłoniłem zaostrzone kły, poprawiając zsuwający się rękaw bluzy- Nie oddalaj się za bardzo, nie mam zamiaru cię potem szukać.
Brunetka przytaknęła, uśmiechając się delikatnie. Czułem się dość dziwnie, widząc jak dobrze mnie traktuje. Każda inna osoba, którą miałem przyjemność napotkać, od razu zbywała mnie, wyzywając od najgorszych. Z nią było inaczej, pomimo moich dość niepochlebnych komentarzy wciąż się uśmiechała i traktowała jak kogoś, w kim mogłaby znaleźć towarzysza. Nikłe szanse. Nie szukam przyjaciół i nigdy tak naprawdę ich nie szukałem. Samotność i spokój są moją codziennością, której nie chcę zaburzać.
-Jak daleko jest to miejsce?- zapytała w końcu, przerywając grobową ciszę
-Jeszcze dwie przecznice. Już nie dajesz rady?-odparłem obojętnie, zerkając na nią kątem oka
-Nie.- rzuciła, splatając ręce na klatce piersiowej
Wzruszyłem ramionami i wyminąłem grupkę dzieciaków, która wyraźnie nie zwracała uwagi na to, co ich otacza. To bardziej denerwujące, niż mogłoby się wydawać. Zgodnie z "obietnicą", kilka minut potem byliśmy na miejscu. Sporej wielkości, wykonany z kamienia budynek, od którego biło ciepło pieców hutniczych. Nienawidziłem tego miejsca, było dla mnie za gorące i głośne.
-To tutaj. Najlepiej będzie jeśli pozwolisz mi mówić.-bardziej rozkazałem, niż poprosiłem
Otworzyłem drzwi i puściłem Asurę przodem. Najwidoczniej kryła się gdzieś we mnie natura dżentelmena, o której nie miałem najmniejszego pojęcia.
-Smith! Już jestem.-zawołałem, szukając wzrokiem mojego pracodawcy
-Avington! Nareszcie, ile można na ciebie czekać?- zza rogu wyłonił się dobrej postury mężczyzna w średnim wieku, z zażenowaniem kręcąc głową
-Do rzeczy. Przesyłka od króla. Nie wiem, czego mógłby od ciebie chcieć i szczerze mnie to nie obchodzi, więc nie zawracaj mi tym głowy.-podałem mu zamkniętą kopertę, która była powodem całego dzisiejszego zdarzenia- A teraz wybacz, mam...klienta.
-Poradzisz sobie?
-Nie jestem idiotą, wiem jak zrobić sztylet.-prychnąłem, czując niezadowolenie z tego, że ktoś kwestionował moje umiejętności
Mężczyzna nie odpowiedział nic. Westchnął ciężko, próbując nie zwracać uwagi na to, co przed chwilą powiedziałem. Chyba nadal się do tego nie przyzwyczaił. Gestem dłoni zaprosiłem brunetkę do osobnego pomieszczenia, służącego za skład surowców.
-Jakieś konkretne wymagania? Stal, srebro, żelazo...?- przejechałem wzrokiem po zaopatrzeniu, czekając na odpowiedź dziewczyny

<Asura?>

niedziela, 16 października 2016

Od Asury do Subaru

Białowłosy chłopak o pięknych szkarłatnych oczach, był dość zabawny chociaż innym by się mogło wydawać, że to nie prawda. Nie polubił Cennet co już zauważyłam, a po jego wymówionych słowach zrozumiałam i miałam pewność. Chciał, żebym odeszła jednak szłam w tym samym kierunku co on, więc był po prostu na mnie skazany. Musiałam zapoznać się z tym miejscem i wiedzieć o nim coś więcej. Jak dla mnie wszystko było inne i to mi wystarczyło. Idąc w ciszy chłopak nagle przedstawił się. Ni stąd ni znikąd po prostu przedstawił się tym samym dodając kilka słów od siebie.
- Przecież nie powiedziałam, że jesteś dupkiem, ale też nie pomyślałam o tobie jako o optymiście, za krótko ciebie znam, aby mieć o tobie jakieś zdanie. Jednak wiem to, że nie lubisz Cennet. Tak poza tym to jest Asura - uśmiechnęłam się, a spojrzał na mnie dziwnym spojrzeniem. - Subaru wiesz może gdzie znajduje się ktoś dobry, aby wykuł mi dwa sztylety? - chłopak znajdował się tutaj dłużej więc mógł mi pomóc. Potrzebowałam tych sztylety, ale dokładnie do czego to nie wiem.


<Subaru?>

Od Subaru do Asury

Promienie wiosennego słońca wdarły się do pokoju, padając prosto na moją twarz. Skrzywiłem się pod wpływem jasnego blasku i wypowiadając pod nosem wiązankę przekleństw, schowałem głowę pod kołdrę. Nie miałem najmniejszej ochoty wstawać. Zarwałem nockę, a kiedy wreszcie udało mi się zasnąć, dzieci w mieszkaniu obok postanowiły zacząć płakać, nie chcąc się uspokoić przez następne kilka godzin. Nienawidziłem tego mieszkania, a właściwie swoich sąsiadów. Przysięgam, że jak tylko zarobię wystarczająco dużo, to wyniosę się stąd na dobre.
Pomimo ogromnej niechęci, podniosłem się z łóżka, prostując obolałe kończyny. Mam dzisiaj dużo do zrobienia, nie mogę przeleżeć całego dnia w łóżku, jeśli chcę zdobyć pieniądze. Szybko się ubrałem i w miarę ogarnąłem.Wyszedłem z domu, uprzednio zamykając drzwi, i spokojnym krokiem ruszyłem w kierunku centrum. Nie musiałem się śpieszyć, moje godziny pracy były niezwykle luźne, a sam kowal jakoś niespecjalnie przejmował się moimi spóźnieniami. No cóż, najwidoczniej zauważył już, że nie ma szans na mnie wpłynąć. Wsunąłem dłonie do kieszeni spodni, skręcając w kolejną uliczkę. Każda z ich wyglądała tak samo, gdyby nie ilość godzin, które zmarnowałem grając tę grę, najprawdopodobniej zgubiłbym się już dawno temu. Żałosne.
- Przepraszam, ale wypadło ci - usłyszałem za sobą czyiś cichy głosik
Odwróciłem się, z obojętnością spoglądając w dół. Stała przede mną średniego wzrostu brunetka, trzymająca w dłoni kopertę z królewską pieczęcią. Uśmiechała się, wyciągając zgubę w moim kierunku. Pochwyciłem przedmiot, sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu. To niezwykle ważny dokument, który miałem przekazać kowalowi. Najprawdopodobniej zostałbym wylany, gdybym go zgubił. Z jednej strony byłem jej wdzięczny, że to znalazła, jednak nie mogłem dać tego po sobie poznać. Jestem samotnym wojownikiem, który wyzbył się wszystkich uczuć, który pozbył się swojej największej słabości. Ponownie przeniosłem wzrok na dziewczynę. Uśmiechała się, nie do końca wiedząc jak powinna się zachować.
-Dzięki.-rzuciłem beznamiętnie, mając nadzieję, że w ten sposób brunetka się otrząśnie i pójdzie skąd przyszła, niestety bez skutku
Nie ruszyła się nawet o centymetr, można by powiedzieć, że całkowicie wrosła w ziemię.
-Długo jeszcze zamierzasz tak stać? Czekasz na nagrodę? Nawet na to nie licz. Moja niezmierna wdzięczność musi ci wystarczyć.-prychnąłem, wsuwając list do tylnej kieszeni
Usłyszałem cichy warkot w okolicach swojej prawej nogi. Spuściłem wzrok, dopiero teraz zauważając, że brunetka nie była sama. Towarzyszył jej biały lis, wpatrujący się we mnie ze złością. Skrzywiłem się na sam jego widok. Wbrew pozorom lubiłem zwierzęta, ba, nawet bardziej niż ludzi, jednak coś w tym czworonogu nie dawało mi spokoju. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie z nieukrywaną zawiścią. Mam wrażenie, że się nie polubimy, jeśli kiedykolwiek przyjdzie nam się jeszcze spotkać. Spojrzałem jeszcze raz w kierunku dziewczyny i bez słowa ruszyłem w swoją stronę. Nie odszedłem daleko, już po chwili usłyszałem za sobą delikatny stukot butów o ceglany chodnik. Odwróciłem głowę i ujrzałem za sobą ową brunetkę i jej czworonożnego towarzysza. Spojrzałem na nią pytająco, chociaż szczerze mówiąc nie bardzo interesowała mnie jej odpowiedź.
-Wygląda na to, że idziemy w tę samą stronę...- powiedziała, wskazując palcem zatłoczone targowisko
Westchnąłem ciężko, przecierając skronie. Jeszcze tego brakowało mi do pełni szczęścia. Mimo tego, nie potrafiłem jej odmówić. Najwidoczniej nie jestem aż taki zły, na jakiego się kreuję. Nie, przestań Subaru. Jesteś samotnikiem, to tylko ten jeden raz.
-Niech ci będzie.-wzruszyłem ramionami, spoglądając przed siebie- Ale to coś trzyma się z dala ode mnie-wskazałem na białą kitę, ocierającą się o łydkę dziewczyny
Nie powiedziała już nic. Ruszyliśmy przed siebie, w ciszy przemierzając kolejne uliczki. Czułem się dość specyficznie, idąc ramię w ramię z innym człowiekiem, nie znając nawet jego imienia. Właśnie, imię.
-Subaru. Mam na imię Subaru.-rzuciłem, wsuwając dłonie do kieszeni.- Ej, nie patrz tak na mnie. Może i nie jestem pieprzonym optymistą, ale dupkiem też nie.

<Asura?>

Od Asury do Subaru

Odkąd odeszłam nie pozostało mi nic innego jak bycie w samotności. Żyłam bez żadnego celu, prócz tego, aby ochronić wujka i przyjaciół. Tylko tak mogłam się im odwdzięczyć za to co dla mnie zrobili. Miejsce do którego tym razem zmierzałam miało być miejsce w którym odnajdę swój własny cel. Pomimo tego, że wątpiłam to czemu bym nie miała spróbować. Z resztą już nie pamiętam które to z kolei miejsce w którym to szukam swojego celu, ale może tym razem by mi się udało.
- Witaj Cennet! - przywitałam się z lisiczką, która zmieniła swoje rozmiary do tych mniejszych i szła blisko mnie dotrzymując mojego tempa. Jak zawsze szła pięknym i stanowczym krokiem. Niby miejsce takie samo jak każde, ale aura jaka otaczała ludzi i to miejsce zawsze była zmienna. Dostałam zlecenie, które wykonałam od razu jak zapadła noc. Na następny dzień znalazłam miejsce w którym zatrzymam się na jakiś czas, bynajmniej taką miałam nadzieję. Ogarnęłam w mieszkaniu wszystko na błysk tak, abym mogła się czuć dobrze. Sprzątanie zajęło mi do wieczora dlatego też wyszłam z mieszkania, aby trochę się przewietrzyć. Białowłosy chłopak który szedł przede mną zgubił coś, a ja to podniosłam.
- Przepraszam, ale wypadło ci - chłopak spojrzał się na mnie, a ja się lekko uśmiechnęłam.

<Subaru?>

Nowy członek!

Asura Hamada| 17 lat| Wojownik| Anonim

Od Juuzou do Haru

Machałem beztrosko nogami siedząc na jakimś murku, który był porośnięty lianami i mchem. Mój wzrok tkwił w różowym kwiecie, który wydawał się zwyczajną rośliną. Zacząłem rozmyślać jak to jest nią być. Tak naprawdę to ten kwiat jest mięsożercą. Gdy obok niego przechodzi jakieś żywe stworzenie z mięsa i kości, wypuszcza swoje korzenie na powierzchnie, łapie ofiarę i rozrywa ją na szczątki zjadając ją. Polubiłem ten kwiat.
- Tak samo jak ja nie lubisz być głodny – odparłem z uśmiechem, jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Roślina się nie ruszyła. Odchyliłem się do tyłu, prawie że wypadając z murku, jednak tak naprawdę mogłem sobie wychylać się ile chce, to i tak utrzymam równowagę. A po za tym jeśli spadnę to co?
Burczenie w brzuchu przerwało mój spokój, który zdecydowanie trwał za długą. Strasznie mi się nudziło, więc zacząłem sobie na nowo wyszywać wzory na ręce, wyciągając czerwoną mulinę, którą sobie ozdobiłem skórę kilka dni temu. Teraz jedyne co zostało mi po tym, to czerwone ślady z krwią, która spływała po mojej skórze. Przez głód nawet nie nawlekłem nici na igłę, więc tylko ją schowałem do kieszeni i zeskoczyłem z cegieł i się rozejrzałem.
- Głodny jestem – powiedziałem smutno patrząc na swój brzuch i go głaszcząc. Akurat w tym momencie ujrzałem parę czerwonych oczu. Na ich widok uśmiechnąłem się radośnie. – Jedzonko! – krzyknąłem uradowany i w ciągu jednej sekundy spod płaszcza wyciągnąłem dwa sztylety, a z krzaków wyskoczył biały tygrys w czarne plamy. Wystarczyło skoczyć i przejechać mu nożami po grzbiecie. Z raz zaczęła lecieć krew, która skapywała na zieloną trawę. Chciałem kontynuować zabawę, jednak ta dziwna mięsożerna roślinka chwyciła moje śniadanie korzeniami. Zwierzę zaczęło się szamotać, a roślina już mu połamała tylną łapę, a przednią oderwała od ciała. Gdy na to patrzyłem, jednocześnie posmutniałem i się zdenerwowałem. – Miałeś się ze mną bawić! – krzyknąłem oburzony, po czym skoczyłem na roślinę tnąc jej wszystkie kończyny nie zwracając uwagi na pół martwe zwierzę. Zacząłem się śmiać. – Trzymaj się! Trzymaj się! – krzyknąłem rozbawiony, gdy kwiat przestał się ruszać, gdy tylko podciąłem mu wszystkie korzenie. Stracił nawet kolorek. – Bez krwi to nie to samo – odparłem trochę smutny i podszedłem do tygrysa. – Trzymaj się! – powtórzyłem i wydłubałem mu oczka, które po chwili zjadłem z rozkoszą. Mój brzuch domagał się więcej, więc zacząłem ciąć kotka na kawałeczki. Krew się lała wszędzie, a jego mięso było wokół mnie. Było takie soczyste, ta woń krwi… Od razu poczułem się o wiele lepiej, a do tego zabawa była udana. Wstałem i wróciłem na murek. Zacząłem iść po nim, ale na rękach. Zamknąłem oczy i szedłem prosto przed siebie, nie zwracając na to, że byłem całkowicie ubrudzony krwią, jak i pewnie śmierdziałem surowym mięsem. Po chwili poczułem jak moje palce o coś się wplątują i nagle zacząłem spadać. Wraz z upadkiem z murka usłyszałem czyjś jęk. Musiałem na kimś wylądować.

<Haru?>