Machałem beztrosko nogami siedząc na jakimś murku, który był porośnięty
lianami i mchem. Mój wzrok tkwił w różowym kwiecie, który wydawał się
zwyczajną rośliną. Zacząłem rozmyślać jak to jest nią być. Tak naprawdę
to ten kwiat jest mięsożercą. Gdy obok niego przechodzi jakieś żywe
stworzenie z mięsa i kości, wypuszcza swoje korzenie na powierzchnie,
łapie ofiarę i rozrywa ją na szczątki zjadając ją. Polubiłem ten kwiat.
- Tak samo jak ja nie lubisz być głodny – odparłem z uśmiechem, jednak
nie otrzymałem odpowiedzi. Roślina się nie ruszyła. Odchyliłem się do
tyłu, prawie że wypadając z murku, jednak tak naprawdę mogłem sobie
wychylać się ile chce, to i tak utrzymam równowagę. A po za tym jeśli
spadnę to co?
Burczenie w brzuchu przerwało mój spokój, który zdecydowanie trwał za
długą. Strasznie mi się nudziło, więc zacząłem sobie na nowo wyszywać
wzory na ręce, wyciągając czerwoną mulinę, którą sobie ozdobiłem skórę
kilka dni temu. Teraz jedyne co zostało mi po tym, to czerwone ślady z
krwią, która spływała po mojej skórze. Przez głód nawet nie nawlekłem
nici na igłę, więc tylko ją schowałem do kieszeni i zeskoczyłem z cegieł
i się rozejrzałem.
- Głodny jestem – powiedziałem smutno patrząc na swój brzuch i go
głaszcząc. Akurat w tym momencie ujrzałem parę czerwonych oczu. Na ich
widok uśmiechnąłem się radośnie. – Jedzonko! – krzyknąłem uradowany i w
ciągu jednej sekundy spod płaszcza wyciągnąłem dwa sztylety, a z krzaków
wyskoczył biały tygrys w czarne plamy. Wystarczyło skoczyć i przejechać
mu nożami po grzbiecie. Z raz zaczęła lecieć krew, która skapywała na
zieloną trawę. Chciałem kontynuować zabawę, jednak ta dziwna mięsożerna
roślinka chwyciła moje śniadanie korzeniami. Zwierzę zaczęło się
szamotać, a roślina już mu połamała tylną łapę, a przednią oderwała od
ciała. Gdy na to patrzyłem, jednocześnie posmutniałem i się
zdenerwowałem. – Miałeś się ze mną bawić! – krzyknąłem oburzony, po czym
skoczyłem na roślinę tnąc jej wszystkie kończyny nie zwracając uwagi na
pół martwe zwierzę. Zacząłem się śmiać. – Trzymaj się! Trzymaj się! –
krzyknąłem rozbawiony, gdy kwiat przestał się ruszać, gdy tylko
podciąłem mu wszystkie korzenie. Stracił nawet kolorek. – Bez krwi to
nie to samo – odparłem trochę smutny i podszedłem do tygrysa. – Trzymaj
się! – powtórzyłem i wydłubałem mu oczka, które po chwili zjadłem z
rozkoszą. Mój brzuch domagał się więcej, więc zacząłem ciąć kotka na
kawałeczki. Krew się lała wszędzie, a jego mięso było wokół mnie. Było
takie soczyste, ta woń krwi… Od razu poczułem się o wiele lepiej, a do
tego zabawa była udana. Wstałem i wróciłem na murek. Zacząłem iść po
nim, ale na rękach. Zamknąłem oczy i szedłem prosto przed siebie, nie
zwracając na to, że byłem całkowicie ubrudzony krwią, jak i pewnie
śmierdziałem surowym mięsem. Po chwili poczułem jak moje palce o coś się
wplątują i nagle zacząłem spadać. Wraz z upadkiem z murka usłyszałem
czyjś jęk. Musiałem na kimś wylądować.
<Haru?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz